Jak pogodzić pasję dziergania z utrzymaniem kondycji fizycznej?
Poczytałam dziś na Drutoterapii filozoficzny nieco post o relaksie wynikającym z dziergania skomplikowanych, a więc powoli przybywających robótek i walce z pokusą dziergania "aby przybywało". I przypomniało mi się pytanie, na które nie znajduję na razie odpowiedzi, bo w moim bezpośrednim otoczeniu, podobnie jak w otoczeniu Autorki tamtego bloga, innych dziergaczek - jak na lekarstwo. Otóż: Jak pogodzić pasję dziergania z utrzymaniem kondycji fizycznej?
Wspinaczka górska to jedna z dwóch, może trzech form sportów, dla których jestem skłonna porzucić (czasowo) nawet dzierganie. Tu w lipcu 2015 na Rusinowej Polanie z moim Syneczkiem. Jego debiut w Tatrach:-)
Zadaję to pytanie innym Dziewiarkom, bo jako pracująca na pełny etat zawodowo i daleko dojeżdżająca do pracy matka małego dziecka chciałabym posłuchać, jak to robią inni.
Sęk w tym, że choć staram się, to nijak mi nie wychodzi godzenie tych dwóch światów. Z jednej strony dla siebie, zdrowia, figury, endorfin, rodziny itp. chcę i potrzebuję zażywać ruchu. A z drugiej każdą, jakże wyczekaną, wolną chwilę chcę spędzać przy drutach (najlepiej jakby dało się przy tym jeszcze czytać). Ale ruch nadgarstków nie wystarczy, by pozostać "fit".
W słodkie, bo dłuższe niż latem, jesienno-zimowe wieczory marzę o zrobieniu choćby paru rządków. A tymczasem brzuszek i biodra miękko się zaokrąglają. Ciśnienie krwi stopniowo rośnie. Odporności ubywa. Mąż, lekarz i ja sama dręczą mnie wyrzutami, że mam się brać za sport.
Ale jak pójdę pobiegać lub wezmę kije do chodzenia i wyrwę się wieczorem po wszystkich domowych obowiązkach, to wracam i trzeba już iść w zasadzie spać. Brak mi determinacji, by jakoś podzielić ten nieustannie za krótki czas na małe, systematyczne odcinki i w nie z konsekwencją wciskać: "teraz sport" i "teraz dzierganie". Bo ja CHCĘ DZIERGAĆ! A może to sprawa dla psychologa od uzależnień?
Sęk w tym, że choć staram się, to nijak mi nie wychodzi godzenie tych dwóch światów. Z jednej strony dla siebie, zdrowia, figury, endorfin, rodziny itp. chcę i potrzebuję zażywać ruchu. A z drugiej każdą, jakże wyczekaną, wolną chwilę chcę spędzać przy drutach (najlepiej jakby dało się przy tym jeszcze czytać). Ale ruch nadgarstków nie wystarczy, by pozostać "fit".
W słodkie, bo dłuższe niż latem, jesienno-zimowe wieczory marzę o zrobieniu choćby paru rządków. A tymczasem brzuszek i biodra miękko się zaokrąglają. Ciśnienie krwi stopniowo rośnie. Odporności ubywa. Mąż, lekarz i ja sama dręczą mnie wyrzutami, że mam się brać za sport.
Ale jak pójdę pobiegać lub wezmę kije do chodzenia i wyrwę się wieczorem po wszystkich domowych obowiązkach, to wracam i trzeba już iść w zasadzie spać. Brak mi determinacji, by jakoś podzielić ten nieustannie za krótki czas na małe, systematyczne odcinki i w nie z konsekwencją wciskać: "teraz sport" i "teraz dzierganie". Bo ja CHCĘ DZIERGAĆ! A może to sprawa dla psychologa od uzależnień?
Mimo, że nie mam jeszcze dzieci to również brakuje mi czasu na wszystkie przyjemności. Może to kwestia organizacji? Mam za to swoje sposoby, aby chociaż w części pogodzić trochę jedno z drugim.
OdpowiedzUsuńDojeżdżając do pracy wybieram często autobus, który może jedzie odrobinkę dłużej, ale jest prawie pusty, więc funduje sobie dodatkowy zas na dzierganie :-) w sezonie poza zimowym za to syaram sie dojeżdżać do pracy na rowerze. Mam spory kawałek, więc po takim wysiłku bez wyrzutów sumienia mogę zasiąść na kanapie. Dosatkowo robótkę mam prawie zawsze przy sobie. Zdarza się, że złapię 10 min dodatkowego dziergania w poczekalni lub na przystanku. Poszukaj! Obowiazkowo też robię na drutach w samochodzie jako pasażer :-) Może uda Ci w twoim planie dnia wcisnąć gdzieś dodatkowe przyjemności?
Pozdrawiam serdecznie!
Autobus i rower odpadają niestety że względu na odległość od pracy, ale faktycznie w dłuższej podróży, gdy Mąż prowadzi, to dziergam. Inna sprawa, że moje robótki są zwykle spore (swetry), więc mniej "mobilne". Ale może Twoj pomysł pozwoli mi robić w miedzyczasie więcej rzeczy małych: czapek, kominów, czy spróbować cudnych jak Twoje skarpetek:-) Aaa, muszę się pochwalić, że ostatnio zaczęłam chodzić z kijami,więc może do lata się rozruszam. Pozdrawiam serdecznie!
UsuńWiadomo - swetrzysko na kanapę, ale w autobusie skarpetki się da! :-)
OdpowiedzUsuń