Malinowy kardigan - na przekór zimie
Czerwony może dla mnie nie istnieć, no chyba, że jest to malinowy, wiśniowy lub okolice burgunda - słowem: wszelkie odcienie zimnej czerwieni - oraz zbliża się zima. Koniecznie oba te warunki muszą być spełnione łącznie.
Niby odporna jestem na świąteczną komercyjną papkę, jednak od paru lat obserwuję niepokojące zjawisko. Ponurą, szarą, późnojesienną porą regularnie co roku nachodzi mnie tęsknota za czerwienią i, o zgrozo, wzmaga się się wraz ze zbliżaniem się Świąt Bożego Narodzenia! Po Świętach zapał do czerwieni nieco słabnie, ale nie słabnie potrzeba wydziergania nabytych w oparach amoku czerwonych włóczek.
W tym roku padło na - i tu Was nie zaskoczę - Brushed Alpaca Silk, Dropsa oczywiście. Motki przeleżały od zeszłorocznej okołoświątecznej wyprzedaży alpak, bo nie miałam na nie pomysłu. Teraz napatoczył się ażurowy kardigan z (i tu znów brak zaskoczenia) Sandry.
Z perspektywy użytkowania wiem już, że o ile może pomysł, by był to kardigan nie był zły. Która kobieta nie potrzebuje setki kardiganów - ręka do góry! O tyle wybór fasonu i ażurowego wzoru jakoś do mnie nie do końca trafia. Wydaje mi się, że ta włóczka lepiej się sprawdza w prostych, bardziej surowych, geometrycznych wzorach, a w tym ażurze wygląda jakoś za bardzo vintage. Jeśli wiecie, co mam na myśli.
Poza tym, moim zdaniem sweterek jest za krótki. Miałam pewne trudności z dopasowaniem wzoru do moich potrzeb i jakoś wierzyłam, że i tak robię luźno, a sweter się nieco rozciągnie i będzie w sam raz. No i się nieco przeliczyłam. Ale pruć już nie będę. Parę rzeczy w nim lubię: brak zapięcia, szalowy, ściągaczowy kołnierz i długaśne mankiety, które wydłużyłam jeszcze w stosunku do wzoru.
Tymczasem udało się wreszcie sweterek sfotografować w dość nietypowych okolicznościach... no, nie przyrody.
Ale, ale - miało być o włóczkach, a robi mi się blog parentingowy!
Parę fotek z zabawy "Kolorowe cienie".
Włóczka Brushed Alpaca Silk jak zwykle w robieniu "mniam", w noszeniu też, choć się z czasem nieco "szmaci". Recenzowałam ją już w poście o pudrowym zwyklaku. Robiłam na drutach nr 5. Zużyłam 164 gramy włóczki, więc do kategorii "piórkowych" nie trafi. Trafi za to pewnie do akcji "wszystko czerwone", którą rozpropagowała na Facebooku Herbi.
Kolor, po długich wewnętrznych zmaganiach, czerwony, nr 07. Muszę przyznać, że nie bardzo wierzyłam, że będzie naprawdę malinowy. Ale jest! Z tym, że oddać tego na zdjęciach nie sposób. Jak wiecie, fotografowanie czerwieni to nie lada wyzwanie. Tu kilka fotek "technicznych", usiłujących oddać kolor. Na tej pierwszej - chyba najbliżej prawdy.
Przemawia do Was mój kardigan z nieco innej bajki? Nie? Trudno. Lecę. Do zobaczeeeeeniaaaaaaa!
Przemawia, przemawia- bo chociaż w czerwieniach ja się nie noszę to Ta "Pańcia na miotle" prezentuje się w nim całkiem fajnie... Pozdrawiam Jola
OdpowiedzUsuńDziękuję. Ta włóczka mnie uwiodła swoim kolorem, który nadaje się także dla tych nie(z)noszących czerwieni. Polecam. Polecam też ekologiczny środek lokomocji;-) Pozdrawiam, Monika
OdpowiedzUsuńPurpura na miotle, na tle pałacu purpuratów - zbieżność przypadkowa?
OdpowiedzUsuńZbieżność całkowicie przypadkowa, ale podoba mi się Twoje wnikliwe spostrzeżenie:-)
Usuń