Miś się nie kapnie, czyli Drut(od)zjazd
Dzierganie 320 metrów pod ziemią może się wydawać nieco ekstrawaganckie, ale nie dla uczestniczek Drutozjazdu, czyli "Sztrykowania na poziomie", szalonej dziewiarskiej imprezy zorganizowanej przez Basię i Agnieszkę. I ja tam byłam...
Frajda niezmierna, choć wyprawa na początku stresująca. Po pierwsze: po raz pierwszy ponad 400 km w jeden dzień sama za kółkiem, po drugie: jazda na czas, bo między Wrocławiem a Zabrzem zdrowe korki na początek długiego majowego weekendu, a po trzecie: "Ach, jak to będzie między tymi nieznanymi i znanymi mi tylko wirtualnie dziewiarkami?" Było super!
W czym tkwi szaleństwo?
W miejscu. Otóż niestrudzona Basia, autorka bloga Druterele, programu w gliwickiej Telewizji Imperium "Sztrykowanie na ekranie", a ostatnio też książki - poradnika "Robótki na paluszkach", wraz z Agnieszką, zdolną autorką wełnianych farbowanek i właścicielką pasmanterii 7oczek wpadły już po raz drugi na pomysł zorganizowania spotkania dziewiarskiego w Zabytkowej Kopalni Węgla Kamiennego "Guido" w Zabrzu.K8
Spotkanie dziewiarek na poziomie K8 (320 m pod ziemią) okazało się fantastycznym pomysłem!Był czas na zwiedzanie kopalni (o czym więcej poniżej), a potem na rzucenie się w dziewiarskie szaleństwo w doborowym towarzystwie.
Pań oraz panów i dzieci, raczej w roli pomocników (skorygujcie mnie, jeśli się mylę!) było ok. 70 z całej Polski. Wśród nich dzielna grupa z Wrocławia.
Zapał współuzależnionych od dziergania doceniły media. Przede wszystkim lokalna gliwicka Telewizja Imperium, która nadała obszerną relację, Telewizja Katowice, ale i Teleexpress, gdzie nasz knittingmadness znalazł się w sekcji "niezwykłe". Zasłużenie:-) Jak nas widziała kamera Teleexpressu możecie zobaczyć TUTAJ!
Większość sztrykujących i heklujących (nowe dla mnie słówko!) siedziała w jednej wielkiej sali - Komorze Kompresorów. Część pracowała w podgrupach, biorąc udział w warsztatach: entrelakowych, dziergania na grubych drutach i wreszcie tych, na które trafiłam i ja, czyli...
Warsztaty dziergania bezszwowego od góry
Wybrałam udział w warsztatach prowadzonych przez Hannę, znaną projektantkę dzianin (jej prace można znaleźć i kupić na Ravelry lub na stronie hadaknits), poświęconych dzierganiu bezszwowemu od góry.To zagadnienie, do którego podchodziłam jak przysłowiowy pies do jeża. A raczej nie podchodziłam wcale, stosując użyteczne "kiedyś", "przy następnym projekcie", "po wakacjach"...
Hania z wdziękiem i prostotą przeprowadziła mnie i grupę przemiłych współdziergaczek przez meandry tego sposobu pracy z drutami. Dostałyśmy nie tylko przystępne ustne instrukcje, ale i mini-przewodnik z ilustracjami i ćwiczeniami. Nie wiem, kiedy upłynęły 3 godziny naszego spotkania. W ich efekcie zaczął powstawać bezszwowy, dziergany od góry sweterek dla... misia.
Przed spotkaniem nie mogłam sobie wyobrazić, jak 200 metrów włóczki ma mi pomóc przez nieco ponad 2h (sic!) wydziergać sweter lub choćby dojść do newralgicznych momentów nowej dla mnie metody dziewiarskiej. A tu takie genialne w swojej prostocie, a przy tym słodkie rozwiązanie! I miś się ucieszy!
Tymczasem nieoficjalnym hasłem naszego spotkania stało się zawołanie "Miś się nie kapnie!" Wiecie, dlaczego?
Otóż naszym zmaganiom towarzyszyły nieuchronne w takich razach błędy, dla których rozwiązania były dwa: albo prucie, albo - by nie opóźniać przejścia do następnego ćwiczenia - "miś się nie kapnie". Logiczne, prawda?
Ponieważ wspólny miły czas zleciał jak z bicza strzelił, "sweterek ćwiczebny" z włóczki Lima od DROPS kończyłam w domu. Miś - zwany od niedawna - misiem Guido, musiał trochę poczekać, bo "rozkminianie" metody kończyłam w domu na bazie instrukcji przekazanych przez Hanię. Ale się udało!
Miś zadowolony
Spójrzcie na misia! Zadowolony! Ja też. Dzierganie od góry ujarzmione. Czas na większy projekt!
Nie uważacie, że miś w tym wdzianku wygląda taki trochę napakowany? Kojarzy mi się z dobrze zbudowanym rybakiem, ruszającym na kuter:-)
Dobrze, że odpowiednio wysoko skończyłam dziergać. W przeciwnym wypadku nie byłoby widać ogonka!
Na rękawkach miałam okazję poćwiczyć jeszcze jedną technikę, która wydawała mi się trudna. A mianowicie rzędy skrócone. Jestem nimi zachwycona. To jest doskonała i zupełnie prosta metoda, pozwalająca na modelowanie rękawów, a przydatna też przy innych dziewiarskich zabiegach, jak n. dziegranie czapek czy szali. Dzięki warsztatom na pewno trafi na stałe do mego dziewiarskiego warsztatu.
Musicie jeszcze wiedzieć, że na bardziej oficjalne okazje mój Pan Miś Guido zakłada mundur kapitański!
A czy Wasze misie się kapnęły?
Odkrycia pod ziemią
Jako humanistka z lekką klaustrofobią, zakochana w zieleni i przestrzeni, staram się nosić głowę wysoko ponad powierzchnią ziemi. Zwykle na wysokości ok. 170 cm, a optymalnie znacznie wyżej - w górach. Gdyby nie inicjatywa Basi i Agnieszki pewnie nigdy bym nie zwróciła uwagi na Kopalnię "Guido", niezwykłe, jak się okazało, miejsce.
Okazuje się, że "Guido" to unikat na skalę światową. Jedyna kopalnia węgla kamiennego na świecie udostępniona do zwiedzania. Należy do Szlaku Zabytków Techniki i Europejskiego Szlaku Dziedzictwa Przemysłowego (European Router of Industrial Heritage - ERIH). O tym, co warto tam zwiedzić i jak wygląda 3 godzinna przygoda pod ziemią pisać nie będę, bo sporo jest na ten temat materiałów w internecie. Szczegółów warto dowiedzieć się też bezpośrednio w kopalni.
Jedno chcę podkreślić. Ta "wyprawa do wnętrza ziemi" uświadomiła mi, że ekspedycje takie powinny być i - mam nadzieję - są niezbędnym elementem edukacji młodych ludzi. To konieczna składowa nie tylko wychowania do patriotyzmu, wiedzy o społeczeństwie, polskiej geografii, historii, gospodarce, fizyce, chemii, geologii, ale i sposób na przełamywanie barier mentalnych, na otwarcie na charakter i środowisko życia innych ludzi.
Dla mnie - Dolnoślązaczki o kresowych i wielkopolskich korzeniach - Górny Śląsk był i jest dość tajemniczym miejscem. Śląska gwara, sposób artykulacji, postawy życiowe Ślązaków, zwyczaje, kuchnia, architektura - jakże odmienne od moich dolnośląskich doświadczeń - jeszcze potęgują to poczucie wyobcowania. Po wizycie w "Guido" patrzę na te zjawiska i związane z nimi własne odczucia już nieco inaczej i... mam niedosyt. Słowo "fascynacja" byłoby może nieco na wyrost, ale niewątpliwie jest silna ciekawość i potrzeba jej zaspokajania.
Oczywiście "Guido" to nie pierwsza kopalnia, jaką w życiu odwiedziłam, ale zdecydowanie wywarła na mnie silne wrażenie. Dość dotąd dla mnie mgliste hasło "górniczy trud" nabrało nagle życia i dotknęło zmysły. Ciężki zapach tłustego, węglowego pyłu, przytłaczające dźwięki ogromnych wydobywczych kombajnów, ścisk i pęd górniczej klatki (windy) pędzącej w ciemności w paszczę Matki Ziemi i wreszcie podziw dla myśli technicznej, która pozwala wtłaczać przeogromne, niepojęte dla mnie machiny w wąskie jelita kopalni. To wszystko ku mojemu zaskoczeniu zajęło nagle należne sobie miejsce w mojej wyobraźni.
Komentarze
Prześlij komentarz