Kamizelki inaczej

Dwie wiosenne kamizelki wg tego samego wzoru. Powstawały w różnych okresach i na różne potrzeby. Różni je rodzaj użytej włóczki. Cechy wspólne to prosty, ale efektowny wzór i szczególny kołnierz, który stanowi o oryginalności modelu. 


Pożegnanie z Afryką 


Pierwsza - bawełniana wersja kamizelki to efekt fascynacji stylem safari i ukochanym kinowym evergreenem "Pożegnanie z Afryką". Wzór z Sandry idealnie wpasował się w moje afrykańskie fascynacje. Niestety do dziś nie dorobiłam się - i pewnie już się nie dorobię - bryczesów a la Karen Blixen (grana w filmie przez Meryl Streep). Poniższe kadry z filmu zapożyczyłam z bloga "Dressed Cinema", gdzie znajdziecie więcej inspiracji kostiumami z tego i innych dzieł filmowych.




Kamizelka łączona z białą koszulą i wełnianymi spodniami lub długimi, zamaszystymi spódnicami służyła wiernie kilka lat. Dziś spoczywa w szufladzie "do sprucia" i czeka na świeższe pomysły. A ten wpis ją niejako uwiecznia:-)

Użyłam do jej zrobienia beżowej włóczki bawełnianej (nie wiem, jakiej, bo nie zachowała się banderola) z lekko błyszczącym oplotem; podejrzewam, że wiskozowym. Robiłam na drutach nr 4, o ile mnie pamięć nie zawodzi.





Puchata


Puchata powstała jako druga. Już bez filmowych inspiracji. Za to dzięki dobrym doświadczeniom z tą pierwszą. Nie jest już tak "lejąca" i z racji użytego materiału, czyli moheru jest nieco sztywniejsza, więc nie układa się tak bardzo do figury. Ale i ona znalazła uznanie "publiczności", a ja cenię ją za wybitne ciepło, które gwarantuje.

Tę wersję noszę nieco formalnie. Najbardziej lubię łączyć ją z bluzkami koszulowymi, białymi lub jasnoniebieskimi oraz ze spodniami na kant. Wadą jest natomiast to, że z powodu długowłosej włóczki nadmiernie eksponuje szerokość w pasie, co nie jest raczej pożądanym efektem, więc sięgam po nią rzadko. Z racji puchatości wymaga też dość oszczędnego kołnierza koszuli, bo zbyt obfite wchodzą w kolizję z kołnierzem kamizelki, a ja raczej staram się unikać efektu "hiszpańskiej infantki";-)

Użyta włóczka to niebieski (o nieco gołębim odcieniu) moher ze starych zapasów, więc znów pozbawiony banderoli. Robiona na grubszych niż wersja bawełniana drutach. Myślę, że na szóstkach. 




Kamizelki to w ogóle wdzięczny temat. Doskonale sprawdzają się jako zamienniki swetrów, szczególnie w pracy i w moim odczuciu nieźle komponują się z formalnym biurowym strojem, przełamując jego sztywność. Właśnie zdałam sobie sprawę, że mam ich w szafie stanowczo za mało.

A co Wy sądzicie o dzianych kamizelkach w codziennych stylizacjach? Kojarzą Wam się zdecydowanie z "babcinymi" wyrobami, czy mieszczą się w waszym pojmowaniu kategorii "smart casual"?


Komentarze

Popularne posty